Nie myślę o przyszłości. Nie planuję dalej niż na kilka dni do przodu. Nie snuję marzeń, pragnień. Już nie.
Kiedyś byłam w tym mistrzynią. Miałam w głowie ułożone sceny.
Scena zaręczyn.
Scena, w której mówimy rodzicom o dziecku.
Scena, gdy przyjeżdżamy z dzieciakami na Wigilię do rodziców.
Scena, gdy M. na konferencji, a do mnie na weekend przyjeżdża Mama.
Scena, gdy zabieram Mamę na zagraniczne wakacje.
Tyle scen, które się już nie wydarzą. A przynajmniej nie będę już takie, jak w mojej głowie.
Cały mój ułożony, zaplanowany, idealny świat legł w gruzach. Stąpam po zgliszczach i próbuję każdego dnia przeżyć ten jeden dzień. Nie umiem już myśleć o przyszłości. To zbyt bolesne. I trochę dla mnie bez sensu.
Bo tak na dobrą sprawę...kto wie czy obudzę się jutro rano?