poniedziałek, 28 lipca 2014

Sezon ogórkowy

Mamo, nie uwierzysz. Zaprawiłam ogórki. Te z rodzynkami, plasterki i konserwowe. Naprawdę. Jasne, że przy pomocy Babci, ale jednak większą część zrobiłam sama. Myślę, że byłabyś dumna.

Zostało nam jeszcze kilka słoików z ubiegłego roku. Twoje zaprawy. Są dla mnie jak relikwie. 

Trochę to głupie.

czwartek, 24 lipca 2014

Guła

Dziś M. nazwał mnie gułą. W żartach, przypadkiem. Nigdy wcześniej tak nie mówił.

Nie mógł też wiedzieć, że tak właśnie nazywała mnie czasem Mama.

Oj, Ty Guło!
Gdzie jest ta moja Guła?
Co robi ta Guła?
O, Guła wróciła!

To brzmiało niesamowicie czule i żartobliwie w jej ustach. Lubiłam, gdy mnie tak nazywała. Zapomniałam jednak zupełnie o tym określeniu. I gdy M. go dziś użył, to poczułam się tak...

...strasznie opuszczona.

środa, 23 lipca 2014

Lustro

Niektórzy ludzie piją do lustra. Z bezsilności, z samotności, nie wiem.

Ja do lustra sobie czasem płaczę. Siadam na korytarzu, naprzeciw tego naszego wielkiego lustra, które ciągnie się od podłogi aż do sufitu, i płaczę. Taki mój sposób na samotność. Wpatruję się w swoje własne oczy i szukam w nich Ciebie. Bo to przecież po Tobie je mam. Identyczne. Każdy zawsze zwracał nam na to uwagę. I gdy patrzę w te oczy, to znów wracają wspomnienia. Przypominają mi się te wszystkie chwile, gdy Cię malowałam. Dotykałam delikatnych powiek, wygładzałam brwi, tuszowałam rzęsy. Niemal czuję fakturę Twojej skóry, gdy o tym myślę. Te nasze babskie sprawy. Tak mi ich brakuje...

Niedługo mój urlop. Najchętniej wyjechałabym gdzieś sama na odludzie na całe dwa tygodnie. Ale przecież nie mogę, mam obowiązki.

czwartek, 17 lipca 2014

Realna abstrakcja

To już jutro. Jutro postawią Ci Twój Własny Pomnik. To nie będzie już tylko krzyż z Twoim imieniem wbity przy grobie pradziadków. Ale to będzie Twój Grób.

Nie zdecydowaliśmy się w końcu na zdjęcie. Te dowodowe miałaś nieudane, sama wiesz. Myślę, że byś nie chciała, żeby je dawać na siłę. Może tak będzie lepiej.

Ale chodzenie na cmentarz i tak stanie się o wiele trudniejsze.

Dodaj mi sił, Mamo...

poniedziałek, 14 lipca 2014

Czy kiedykolwiek?

Wiesz, Mamo, śniło mi się, że M. mi się oświadczył. Tak głupio i nieporadnie, bez inwencji, a pierścionek był okropnie brzydki. Najpierw się zgodziłam, a potem powiedziałam, że jednak nic z tego. Że nie chcę. Że nie ma mowy.

Wszyscy znajomi wokół się zaręczają, biorą śluby, rodzą dzieci. Tylko ja tkwię w jakiejś dziwnej próżni. Wszystko co sobie kiedyś zaplanowałam, wymarzyłam, uleciało daleko. Niby nadal myślę czasem o Zosi i Jaśku, których imiona zostały przez Ciebie zaaprobowane. Nie znikło moje ogromne pragnienie macierzyństwa.

Ale zaręczyny, ślub? Kiedyś tego chciałam, teraz mnie to przeraża, zniechęca, osłabia. Nie umiem tego dobrze wyjaśnić. Chyba po prostu Twoje odejście sprawiło, że te kwestie zupełnie straciły dla mnie na wartości. Bo nie będą już takie, jakie być powinny. Więc właściwie po co w ogóle?

Dałam M. jasno do zrozumienia, że póki co nie chcę ani pierścionka, ani deklaracji. Muszę najpierw poskładać na nowo siebie i swój świat. Muszę stanąć mocno na nogach. Muszę dać sobie czas.

piątek, 11 lipca 2014

Wspólnota

Z nikim nie czuję takiej wspólnoty dusz, jak z inną dziewczyną, która straciła mamę. Nawet jeśli to postać z serialu lub książki. Albo nawet aktorka. Utożsamiam się z nią. Rozumiemy się.

Stara znajoma z gimnazjum. Wcale nie bliska koleżanka ze studiów. Daleka kuzynka. Młoda dramatopisarka, której twórczość lubię. Agata Przybysz z Prawa Agaty. Alicja Keller z Lekarzy. Joanna Koroniewska. Marta Kaczyńska.

Gdyby myślę o nich, widzę jedno - utratę mamy.
Gdy myślę o innych znajomych, których na co dzień spotykam, też widzę jedno - oni mają mamę.

Często w towarzystwie nachodzi mnie taka refleksja, że ci wszyscy ludzie wokół są szczęściarzami, bo ich mamy żyją. A ja jako jedyna nie mogę już do swojej Mamy zadzwonić czy pojechać na obiad.

To są tak natrętne myśli, tak bezwiedne, że naprawdę trudno się od nich uwolnić.

Brakuje mi w moim otoczeniu kogoś, kto by mnie naprawdę mógł zrozumieć. Nie mam siostry, a z braćmi jest jednak trochę inaczej.

Czasem czuję się jak na bezludnej wyspie.

czwartek, 10 lipca 2014

Dzięsięć, dwadzieścia

Gdy urodziła się N., to dziesiąty dzień miesiąca stał się naszym ulubionym. Pyzunia co miesiąc dostawała od nas jakiś prezent. Czekałyśmy bardzo na każdy dziesiąty. I cieszyłyśmy się z niego jak wariatki. Dwie wariatki, ciocia i babcia, zakochane po uszy w małym człowieku.

Dziesiąty września miał być fajnym dniem. Pewnie poszłybyśmy do Laleczki z kolejnym prezentem. Na jej dziesiąty miesiąc życia. Pewnie tak...

Jednak ten dzień na zawsze pozostanie już słodko-gorzki.

Dokładnie dziesiątego dnia miesiąca, w dziesiątym miesiącu N., odeszłaś od nas.

A dziś mija właśnie dziesięć miesięcy od tamtego przeklętego dnia. 

N. jest dwa razy starsza niż wtedy, gdy byłaś obok. To takie szczęśliwe dziecko. Tak radosne i beztroskie. Tak kochane i szalone. Byłabyś zachwycona. I dumna jak paw. Żałuję, że nie możesz. I żałuję, że N. nie ma już przy sobie najlepszej babci świata. 

Dziwne i okrutne to wszystko. A ja wcale nie czuję się silniejsza, niż w dniu Twojej śmierci. Frazes o leczeniu ran przez czas - dla mnie póki co nie znaczy nic.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Kruszę się

Zbliża się kolejny dziesiąty. I już czuję, jak kolejny raz się kruszę. Coraz mniej czasu potrzeba mi do oczu pełnych łez. Coraz błahsze stają się powody duszności. Coraz szybciej opadam z sił.

Potem będzie chwilę z górki...

...do następnego dziesiątego.

sobota, 5 lipca 2014

Te chwile ważniejsze, trudniejsze

To że brakuje mi Ciebie na co dzień, to rzecz oczywista. Żyję z tą pustką od prawie dziesięciu miesięcy. Nie, nie przyzwyczaiłam się. Może jedynie trochę oswoiłam. Co by nie oszaleć.

Jednak są takie chwile, gdy ten brak odczuwam dużo mocniej. Gdy tęsknię bardziej. Gdy pustka po Tobie jest nie do wytrzymania. 

Moje urodziny. Odebranie dyplomu ze studiów. Roczek N. Wigilia. Narodziny O. Wielkanoc. Dzień Matki. Twoje urodziny. Urodziny chłopaków, Taty. 

A teraz jeszcze chrzciny O. Już jutro.

Tyle pięknych i ważnych momentów, które powinnyśmy wspólnie przeżywać. Wspólnie się do nich przygotowywać, a potem wspólnie o nich rozmawiać. 

Słabo mi na samą myśl, ile jeszcze takich chwil przede mną...

piątek, 4 lipca 2014

Pozazdrościć

Biuro. Za minutę czternasta. Pakując swoje rzeczy, żartujemy z kolegą obok, że trzeba szybko uciekać, nim komukolwiek przyjdzie do głowy poprosić nas o nadgodziny.

R: Mama obiad gotuje, do domu trzeba jechać!
Ja: (cicho) Pozazdrościć...


Dla mnie już nikt nie gotuje obiadów. No, ewentualnie Babcia. Ale to przecież nie to samo.

wtorek, 1 lipca 2014

Świeża pościel i trufle

Gdyby policzyć, ile razy w ciągu dnia moje myśli kierują się w Twoją stronę, wyszłyby tego dziesiątki. A może setki? Właściwie cały czas jesteś w mojej głowie. Gadam do Ciebie, opowiadam Ci o wszystkim, czasem się na Ciebie denerwuję. Wariatka, stwierdzą niektórzy.

Jednak są takie momenty w mojej codzienności, gdy te myśli są silniejsze, uczucia bardziej intensywne. Gdy wspomnienia atakują w sposób zupełnie bezwiedny.

Wczoraj na przykład - ubierałam sobie świeżą, pachnącą, wyprasowaną pościel. I gdy potem tak leżałam w nocy, przyjemnie otulona, przypomniały mi się te wszystkie studenckie powroty z Poznania, na weekend do domu, gdzie czekała na mnie świeża pościel, przygotowana przez Ciebie. Bardzo dbałaś o to, aby te parę dni w domu rodzinnym były najlepsze z możliwych. I były. Uwielbiałam te powroty. Dawały mi wiele energii i radości. Zawsze bardzo na nie czekałam. 

Ile bym dała.......

A dziś w sklepie zauważyłam nasze trufle. Nie jadłam ich całe miesiące. Kupiłam garść do kawy. A jedząc, czując znajomy smak, wspominałam sobie Twój uśmiech. I ten błysk w oku, gdy sięgając po kolejnego cukierka, mówiłaś: "A, tyle nasze! Raz, nie zawsze!".

Kocham Cię, Mamo. I tęsknię cholernie...