wtorek, 19 lipca 2016

Miałam Mamę

Miałam Mamę, która była niczym żywioł.
Każdy dzień był dla niej wyzwaniem.
Nieustraszona.
Bezwzględna czasem też. W działaniach i sądach.

Miałam Mamę, która pachniała świeżym praniem
i ciastem robionym na szybko.
Żadna zupa nie była tak dobra, żadne kanapki tak bogate,
żadne słoiki studenckie tak pełne miłości.

Miałam Mamę, która kochała życie.
Lgnęła do ludzi, lubiła się bawić.
To ona pokazała mi, że z ludźmi trzeba dobrze żyć.
Trzeba dać się lubić, po prostu.

Miałam Mamę, która zawstydzała swoją energią.
Była w ciągłym ruchu.
Cokolwiek obiecała - dotrzymała słowa.
Czasem kosztem snu, czasem kosztem bolących rąk.
Była opoką dla tych, których kochała.

Miałam Mamę, która uwielbiała bycie Mamą.
Szkolne akademie, tornistry, wycieczki.
Studia, kolokwia, obrony magisterek.
Zawsze z nami, zawsze obok, zawsze wspierająca.
Największa fanka.
Pełna dumy.

Miałam Mamę, która mi była azylem.
Która z budynku tworzyła dom, a z kilku osób rodzinę.
Dzięki niej wszystko istniało i miało sens.
Wydawała się niezniszczalna.

Miałam Mamę, której nie doceniałam.
Tyle kłótni nastoletnich.
Tyle słów niepotrzebnych, a tyle niewypowiedzianych.
Tyle uścisków niewykorzystanych.

Miałam Mamę, która była podporą moich pleców.
Mojego istnienia.
Która samym swoim byciem dodawała mi siły.
To ona zawsze we mnie wierzyła, gdy nie wierzył nikt.

Miałam Mamę, która dawała niebywałe poczucie bezpieczeństwa.
Każdy powrót do domu niczym tęcza po burzy.
Nikt nie umiał tak zadbać o ten dom, jak ona.
Ja nie umiem.

Miałam Mamę, która tak strasznie mnie czasem wkurzała.
Nie umiała przepraszać i ja nie umiem też.
Od gadania wolała działanie.
Dlatego po kłótni kupowała mi coś słodkiego
i kładła mimochodem na biurku.
Albo sama coś szykowała.
I już było dobrze, zwyczajnie dobrze.

Miałam Mamę, którą dopiero co poznawałam na nowo.
Odkrywałyśmy w sobie nawzajem dwie dorosłe kobiety.
Dwie indywidualności.
Nie tylko matkę i córkę.
Stawałyśmy się przyjaciółkami, nareszcie.

Miałam Mamę, która bywała trudna w relacjach.
Lubiła się powtarzać, gdy coś ją wnerwiło.
Miała manię sprzątania, nie znosiła lenistwa.
Bywała wprost nie do zniesienia -
- momentami.

Miałam Mamę... a potem nagle nie.
Odeszła mi bez słowa, a przecież nigdy nie brakowało jej słów.
Usnęła niczym śpiąca królewna.
Nie obudziły jej ani łzy, ani pocałunki.

Miałam Mamę, a teraz mam Anioła.
Patrzy na mnie z góry i pewnie załamuje ręce.
Wybacz Aniele tę nieporadność.
Jedno Ci obiecam - nie poddam się.
Tylko czuwaj, proszę.