niedziela, 29 marca 2015

Gdy przyjaciel odchodzi

Naprawdę nie wiem, gdzie to wszystko zapisane.
I dlaczego pisane właśnie mnie.

W ciągu kilku dni mój szalony, kochany, zdrowy i zabawny pies stał się stary i bardzo, bardzo chory. Którejś nocy po prostu odszedł. Nie miał już sił. I choć strasznie chciałam jej pomóc, zrobić coś (bo gdy odchodziłaś Ty, to nie miałam na to szans)... Znalazłam najlepszych lekarzy. Gotowa byłam wydać ostatnie pieniądze. 

Ale wszystko na próżno. Neli nie ma. Znikła. 

Nie przywita mnie już po powrocie z pracy. Nie będzie biegać za piłką. Wcinać orzechów. Łasić się do stóp. I patrzeć tymi mądrymi, psimi oczami.

Nasza przyjaźń trwała od jedenastu lat. Ale trwać będzie już całe życie. Bo ten najukochańszy, najwierniejszy przyjaciel może być tylko jeden. Tak myślę.

Dom stał się jeszcze bardziej pusty i smutny. I cichy.

Za to Tobie "tam" trochę radośniej, Mamuś. Ucałuj kochaną mordkę ode mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz