sobota, 22 lutego 2014

Odgrywanie ról

Soboty i niedziele w naszym domu od lat miały podobny rytm. Lubiłam tą przewidywalność, tą stałość. Tak trochę próbuję ją utrzymać i teraz, ale wiesz, niezupełnie się da.

Soboty to był czas porannych zakupów. Oj, nie dla nas wylegiwanie się w łóżku! Świeże warzywa, mięso, coś na obiad, coś na deser. Czasem jakiś ciuch. Powrót do domu, szybkie śniadanie i...do pracy! Ty na dole, ja u góry. Porządki, porządki, porządki. Późny obiad. I...chwila spokoju. Nie było dla nas nic przyjemniejszego od posiedzenia w sobotę wieczorem w czystym domu, z kieliszkiem wina i obejrzenie jakiejś głupiej komedii. Nasze chwile relaksu.

Niedziele za to zawsze spokojniejsze. Można dłużej pospać, celebrować ładne i pyszne śniadanie w ulubionym gronie. Potem kościół. Po mszy szykowanie obiadu, na który zazwyczaj przychodził ktoś więcej. Najbardziej cieszyły odwiedziny P., E. i naszej Pyzuchy najsłodszej. I tak upływała ta niedziela w radosnej, rodzinnej atmosferze. Wieczorem, po zmyciu naczyń i podłóg, znów siadałyśmy z kieliszkiem wina/filiżanką kawy i gadałyśmy. O tym, jak ta Pyzucha urosła, jaka śmieszna jest, a jaka mądra. Mogłyśmy tak bez końca. Ona była zawsze ulubionym tematem.

To były dobre weekendy i bardzo na nie czekałam. Teraz? Dalej robię zakupy i sprzątam w soboty, staram się organizować rodzinny obiad, a wieczorem siadam i gadam z Babcią. 

Tylko że, Mamo, to wszystko takie udawane. Pozbawione naturalnej radości. Dalej odgrywamy swoje role po prostu.

Pustka po Tobie jest niemal namacalna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz