No i zobacz, Mamo. Rozchorowałam się. Akurat teraz, gdy O. na świecie i chciałabym ją jak najszybciej zobaczyć.
Zarejestrowałam się do lekarza, pojechałam na wizytę (Ależ sztywniara z tej pani doktor! Nawet się nie uśmiechnęła, gdy wspomniałam o narodzinach bratanicy!), wykupiłam leki w aptece. Zwolnienie w biurze do końca tygodnia.
Bez sensu to chorowanie. Bez Twojego rosołu, herbaty przez Ciebie podanej. Bez telefonów kontrolnych z pracy. Bez marudzenia, że to na własne życzenie ta choroba, bo przecież się za lekko ubieram. I bez chłodnej dłoni nad ranem, która sprawdzi mi czoło, czy gorące.
Moje czoło puste. Sama muszę teraz dbać o siebie. Myśleć bardziej dojrzale.
Sama sobie być Mamą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz