Gdy urodziła się N., to dziesiąty dzień miesiąca stał się naszym ulubionym. Pyzunia co miesiąc dostawała od nas jakiś prezent. Czekałyśmy bardzo na każdy dziesiąty. I cieszyłyśmy się z niego jak wariatki. Dwie wariatki, ciocia i babcia, zakochane po uszy w małym człowieku.
Dziesiąty września miał być fajnym dniem. Pewnie poszłybyśmy do Laleczki z kolejnym prezentem. Na jej dziesiąty miesiąc życia. Pewnie tak...
Jednak ten dzień na zawsze pozostanie już słodko-gorzki.
Dokładnie dziesiątego dnia miesiąca, w dziesiątym miesiącu N., odeszłaś od nas.
A dziś mija właśnie dziesięć miesięcy od tamtego przeklętego dnia.
N. jest dwa razy starsza niż wtedy, gdy byłaś obok. To takie szczęśliwe dziecko. Tak radosne i beztroskie. Tak kochane i szalone. Byłabyś zachwycona. I dumna jak paw. Żałuję, że nie możesz. I żałuję, że N. nie ma już przy sobie najlepszej babci świata.
Dziwne i okrutne to wszystko. A ja wcale nie czuję się silniejsza, niż w dniu Twojej śmierci. Frazes o leczeniu ran przez czas - dla mnie póki co nie znaczy nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz